Wspólny język w trójjęzycznej rodzinie

Ten post powstał w ramach Projektu Językowego Klubu Polki na Obczyźnie, którego jestem dumną członkinią.

Na inspirację do tego postu nie musiałam czekać długo. Wracam dziś do domu i pytam Małą, gdzie jest tata. – Fiksuje coś w wannie – odpowiada. „Naprawia” – poprawiam ją z uśmiechem i niezwłocznie notuję kolejną perełkę językową. Moja kolekcja jest spora i co jakiś czas dzielę się nią na tym blogu.

Prawda jest taka, że żelazna zasada mówienia do dzieci tylko po polsku (ja) oraz tylko po hiszpańsku (mąż) rozluźnia się nieco w naszej rodzinie w miarę upływu lat. O ile nasze pierwsze dziecko idąc do przedszkola w wieku trzech lat praktycznie nie znało angielskiego, o tyle ostatni Mały okazuje największą frustrację, nie rozumiejąc zwrotów czy poszczególnych słówek. „Mama! I don’t know what it means!” – wykrzykuje lub „Papi, tell me in English!”.

W tej kwestii zdecydowanie jestem większym winowajcą od męża. Nieco usprawiedliwiona, że przecież chodzą do polskiej szkoły, przerzucam się na angielski, gdy zależy mi na skuteczności i wydajności komunikacji. Wychowując czwórkę dzieci, zwłaszcza podczas codziennej gonitwy i szkolnej rutyny, nie zawsze mam czas i chęci, by tłumaczyć „what it means”.

Obserwuję jednak pewien fenomen, który pojawia się, gdy jesteśmy w towarzystwie. Dzieci bezbłędnie przeprogramowują się na odpowiednie języki, w zależności od tego, z kim są. Gdy przychodzi Abuelita, Mały łamaną hiszpańszczyzną odpowiada na jej pytania i zdaje sprawozdanie, jak mu minął dzień w szkole, nigdy nie marudząc przy tym „tell me in English”. Gdy wpada ulubiona ciocia Małej, w podziwie a czasem kompletnym osłupieniu słucham, jak Mała prowadzi rozmowę po polsku, nie przemycając przy tym ani jednego angielskiego słowa (pongliszowskie tak, ale nie angielskie). Zawsze wtedy dochodzę do wniosku, że nie doceniamy mózgów i możliwości naszych dzieci.

dyktando

Nigdy nie zapomnę, gdy parę lat temu postanowiłam odbyć ze starszymi córkami rozmowę na temat dojrzewania. Odpowiednio przygotowana i wyposażona, usiadłam w ich pokoju i zaczęłam długi monolog (po polsku) na temat zmian hormonalnych, wzrostu tu i ówdzie, owłosienia, trądziku i wreszcie miesiączki. Z założenia mówiłam wolno i wyraźnie, starannie dobierając słowa. Dwie pary wlepionych we mnie oczu, miny grobowe, pełna koncentracja, momentami tylko przerywana głupawymi uśmieszkami na dźwięk jakiegoś słowa-tabu, typowe dla tego wieku. Gdy skończyłam, byłam zadowolona z mojego wystąpienia. Czy są jakieś pytania…? Widzę narastające zmieszanie na ich twarzach. Wreszcie młodsza, odważniejsza niepewnie odzywa się: „Wait, mama, so… where exactly is the blood coming from?” Mówię wam, nie wiedziałam, czy wówczas mam się śmiać, czy płakać.

Podobnych anegdot jest mnóstwo i są one nieustannym źródłem rozrywki w naszej rodzinie. Gdy kilka lat temu w polskiej szkole sobotniej klasa organizowała Dzień Rodziny i pani kazała przyprowadzić mamusie i tatusiów, Mała podeszła do pani i oświadczyła, że ona nie ma tatusia. Zakłopotana pani odzyskała spokój dopiero, gdy Mała oznajmiła, że może za to przyprowadzić swojego „papi”.

Innym razem kazałam Dużej wypisać kartkę urodzinową po polsku. Zadanie niełatwe, lecz wybrnęła z tego postanawiając zapisać tekst piosenki „Sto lat”. Pomysł dobry, gdyby nie fakt, że na kartce do starszej szacownej ciotki napisała „Sto lat, sto lat, NIE ŻYJE nam”. Była autentycznie bardzo zdziwiona, że tam jest „niech”, a nie „nie”. Twierdzi, że całe życie śpiewała „NIE żyje nam”.

jezykowy

Gdy jakiś czas temu udało mi się ugotować jakąś tam zupę (normalnie jemy obiad jednodaniowy), Mały wykrzyknął do sióstr: – Dzisiaj będzie zupa i długie danie! Spodobało mi się to, bo faktycznie, polski obiad to raczej „długie” danie…

Całkiem niedawno przyniosłam do domu polskie landrynki i poczęstowałam dzieci, pouczając: „Tylko tego się nie gryzie i nie połyka, tylko tak cycka”. Za parę dni, gdy Małą znów wzięło na słodkie, przychodzi do mnie i mówi: – Mama, masz jeszcze te cukierki-cycki?

Więcej językowych perełek moich dzieci można znaleźć we wpisach (Polskich) słów brak 1, 2 i 3. Przyjemnej lektury!

I jeszcze jedno. Z okazji niedawnych 70. urodzin ulubionego eksperta językowego naszego klubu, prof. Jana Miodka, przygotowałyśmy krótki filmik z życzeniami w różnych językach!

 

 

 

 

 

 

 

5 myśli w temacie “Wspólny język w trójjęzycznej rodzinie

  1. Szkoda, ze nie prowadziłam bloga gdy moje dzieci dorastały i uczyły sie polskiego ? W codziennym pędzie tez takie perełki nam unikały zycien:) fajnie macie w takiej trojjezycznis i 🙂

Dodaj komentarz