Chleba naszego powszedniego…

Nigdy nie zapomnę tego widoku. Było to dokładnie piętnaście lat temu, kiedy przyjechałam do USA po raz pierwszy. Pierwsza praca – nieistniejąca już piekarnia i restauracja Home Bakery and Delicatessen, w sercu polskiej dzielnicy w Chicago. Kontener na śmieci po brzegi wypełniony bochenkami chleba. Dwudniowy, trzydniowy chleb, który się nie sprzedał. Codziennie przecież piekło się świeży, a komu w Ameryce potrzebny stary chleb? Był jeden starszy, dziarski, szczerbaty pan w charakterystycznym kaszkiecie, który codziennie przychodził po… suchy chleb dla konia. Dostawał wówczas reklamówkę wczorajszych bułek i chleba – to, co akurat było pod ręką. Czy, skąd i gdzie miał tego konia, na zawsze już pozostanie tajemnicą.

Unikałam jak ognia polecenia „Idź wyrzucić chleb”. Jakoś nie potrafiłam tego robić. Wiem, dla niektórych może to być śmieszne lub niezrozumiałe. Ale to właśnie po latach i z dala od domu wychodzi z nas, kim naprawdę jesteśmy. Pochodzę z rodziny, gdzie szanowało się chleb. Gdzie upuszczoną kromkę podnosiło się i całowało. Gdzie nic się nie marnowało. Starsze niezjedzone bułki zostawiało się na bułkę tartą. Starszy żytni chleb zbierało się do koszyka albo pudełka i oddawało babci, dla kur. Gdzie słowa „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” traktowało się… dosłownie.

chleb

Kilka razy miałam też okazję przebywać w szkole podczas lanczu. Amerykańskie dzieci bez najmniejszych skrupułów wyrzucają ugryzioną dwa-trzy razy kanapkę. Nauczyciele nie zwracają na to uwagi. Nikomu to nie przeszkadza i nie wydaje się dziwne. Jedynie mnie? Poprosiłam starsze córki, aby nie wyrzucały niedojedzonych kanapek. Zdziwiły się. Przecież wszyscy tak robią. Jednak wysłuchały mnie i chyba zrozumiały. Czasami już w drodze powrotnej ze szkoły słyszę: „Mamo, masz jakiś snack? I’m starving!” Wówczas z ochotą dojadają kanapkę z lanczu.

Jest jeszcze jeden problem. Choć w przeważającej większości kupuję chleb żytni z polskich piekarni, chleb w Ameryce dużo łatwiej się psuje. On nie wysycha, on pleśnieje. Ma to chyba związek ze zwiększoną wilgotnością powietrza. Amerykański „white bread”, preferowany również w Meksyku, zatem na którym wychował się mąż, może leżeć w chlebowniku… dwa tygodnie? Na naszym żytnim chlebie, zwłaszcza latem, po paru dniach pojawia się zielona lub czarna ohydna pleśń.

Od wielu lat, odkąd mam własną rodzinę walczę z sumieniem i borykam się z pytaniem, co robić ze starym chlebem? Nie jest to łatwe wyzwanie przy czwórce dzieci, z których albo małe wyjadają środek, zostawiając skórkę, albo też  kanapki z różnych powodów zostają porzucone. W moim gospodarstwie domowym nie ma ani kur, ani konia, nie mam też sąsiadów farmerów. No i raczej nie mam zamiaru posuwać się do skrajności robienia własnej bułki tartej. Przez lata opracowałam jednak kilka ciekawych pomysłów, które choć w części minimalizują marnotrawstwo:

1. Zbieramy suchy chleb do papierowych toreb w najsuchszym miejscu domu i gdy mamy już cztery pełne, jedziemy nad jezioro i urządzamy ucztę mewom.

Plusy: To bardzo ekologiczne, nic się nie marnuje, przy okazji uczy dzieci szacunku do chleba, zamiłowania do przyrody i przyjaźni wobec zwierząt. Dzieci świetnie się przy tym bawią! Minusy: Mewy potrafią być dość agresywne. Ponadto czasem da się zauważyć, że borykają się z kawałkami chleba twardymi jak but. Czasem chleb zdąży spleśnieć, zanim uzbiera się torba. Jak zawsze, znajdą się ludzie, którzy patrzą na nas krzywym okiem. Nie każdemu na rękę krążące nad głowami skupisko ptaków. Te, które ekspresowo przetrawią chleb, mogą spuścić na przechodniów wiadomo jaką niespodziankę.

2. Zbieramy suchy chleb i rzucamy dzikim gęsiom.

bread4

Gęsi, a raczej bernikle kanadyjskie, zatrzymują się w Chicago po drodze z Kanady do cieplejszych południowych stanów i z powrotem. Plusy: Całkiem niedaleko domu odkryłam dziką łąkę, niezagospodarowany i dość zaniedbany teren, gdzie dziesiątki albo więcej gęsi urządza sobie postój. Minusy: To rozwiązanie sezonowe. Ponadto nie tylko gęsi upodobały sobie tę łąkę. Czasami kręcą się tam osoby z marginesu, wówczas lepiej szybko wysypać chleb i znikać!

3. Robię grzanki do mojej słynnej zupy-kremu z brokułów albo „garlic bread”, który świetnie pasuje do spaghetti!

Plusy: Rodzinka uwielbia te dania. Minusy: Wykorzystuje się nie więcej niż pół bochenka starszego chleba.

4. Mama dojada.

Nie częstuję się chlebem, dopóki dzieci nie skończą jeść. Potem sama dojadam skórki i porzucome kromki z talerzy dzieci. Plusy: Minimalizuję marnotrawstwo. Minusy: Nie zawsze mam ochotę do takich poświęceń. W końcu czy mama nie zasługuje na normalną kanapkę…?

5. Nie wrzucam do śmietnika. Umieszczam w torbie OBOK śmietnika.

Na pożywkę chciwych wiewiórek… Nie daj Boże szczurów na tylnych chicagowskich alejach… Ale fakt pozostaje faktem: nie wyrzucam.

A może ktoś ma inny pomysł?

 

5 myśli w temacie “Chleba naszego powszedniego…

  1. Jestem zwolenniczką wykorzystywania resztek i bardzo mi się spodobał ten wpis.
    Do Twojej listy można jeszcze dodać French toast (namoczone w jajku z mlekiem kromki smażymy na maśle), smażone na maśle kromki, posypane cukrem przed podaniem – pamiętam z dzieciństwa, jak babcia takimi mnie częstowała. Grzanki do zupy, czyli chleb pokrojony w kostkę, możesz dobrze wysuszyć w piekarniku, wtedy nie powinien pleśnieć.

  2. Fajny jest deser/ kolacja na slodko bread pudding- pokochalam w Anglii- znajdziesz przepisy w internecie. Moja rada- uwielbiam smarowac kromki glazura z orange marmalade. Do polania robie custard na bazie budyniu waniliowego na goraco. Zmielonymi na drobno okruchami dobrze zageszcza sie tez sosy- zamiast maki. Jesli dzieci nie lubia skorek od chleba- obcinam je nozyczkami i susze juz w takiej postaci. Pozdrawiam z MO.

  3. Plesn na amerykanskim chlebie pojawia sie szybko z powodu przechowywania go w workach- wilgoc; wspaniala pozywke dla plesni stanowi dodatek kukurydzianego syropu glukozowego. Chleby z dodatkiem cukru w niewielkich ilosciach, na zakwasie nie plesnieja tak szybko- po prostu schna… Mnie tez przeraza fakt wyrzucania chleba i marnotrawstwa zywnosci tutaj. Nie jestem staruszka ale wiem, ze jedzenie sie szanuje- tak nas wychowano. Dziwne, ze moj maz wychowany w amerykanskiej rodzinie z 9 dzieci tego nie rozumie czasami, a nie przelewalo sie u nich…

  4. Ja karmię kaczki nad stawem… I kupujemy bardzo mało chleba, bo dużo go nie jemy, tyle że na 2 osoby łatwo to wyliczyć, na tyle, co u Ciebie – już trudniej. Pierwsze dwa dni trzymam w szafce, potem w lodówce, gdzie czas mu się nieco zatrzymuje.

  5. Nie rozumiem tylko czemu robienie bulki tartej jest posuwaniem sie do skrajnosci? Ja ja robie i nie jest to nic trudnego ani czasochlonnego. Nie wynika to tez z oszczednosci, po prostu.. wyrzucic? Szkoda.
    Swoja droga mieszkam w UK i tu tez tylko taki chleb sie dostanie… Obrzydliwy. Chociaz i w Polsce go sprzedaja od dawna jako tostowy.

Dodaj odpowiedź do malab Anuluj pisanie odpowiedzi